Czy ktoś z Państwa pamięta jeszcze „gorączkę złota”, jaka zapanowała u nas ponad 10 lat temu na wieść o odkryciu w Polsce złóż gazu łupkowego? Był to czas, gdy o dywersyfikacji dostaw gazu, która dziś jest już faktem, nie mogliśmy nawet pomarzyć i gdy pierwsza nitka Gazociągu Północnego była właśnie układana na dnie Bałtyku. „Polska drugą Norwegią”, krzyczały wtedy, jak widać, nazbyt optymistycznie, prasowe nagłówki, a Polacy zastanawiali się, jak wykorzystać to, ukryte do tej pory bogactwo.
Dlaczego wspominam tak odległe czasy i tak zapomniany już temat? Bo często, gdy piszę kolejne teksty na tym blogu albo gdy wrzucam krótsze wpisy na Twitterze, nasuwa mi się na myśl taka właśnie analogia: służba cywilna jest jak gaz łupkowy. Ona obiektywnie jest (choć mało kto o tym wie, a jej stan pozostawia wiele do życzenia), członków korpusu służby cywilnej jest wielu, w wielu, kluczowych instytucjach publicznych i – co najważniejsze – służba cywilna daje niesamowite wręcz możliwości rozwojowe. Trzeba ją tylko odkryć i dobrze wykorzystać drzemiący w niej potencjał.
CO DECYDUJE O SILE PAŃSTWA?
Igor Janke, dziennikarz, publicysta, prezes Instytutu Wolności (nie mylić z Narodowym Instytutem Wolności), a od dwóch lat również autor podcastu Układ Otwarty, opublikował ostatnio książkowe wydanie zbioru wywiadów, które przeprowadził z bardzo różnorodnym gronem rozmówców. Wśród nich znaleźli się głównie rodzimi przedsiębiorcy, ale też: naukowiec, żołnierz oraz dwóch absolwentów Szkoły Przywództwa Instytutu Wolności (jestem absolwentem I edycji SPIW-u – polecam!).
O czym są te wywiady? O Polsce. Z perspektywy zarówno jej przyszłości („Co zrobić, żeby za dwadzieścia lat przegonić Niemcy i Francję”), ale też, bardziej retrospektywnie, o tym co przez ostatnie trzydzieści lat udało się nam zrobić dobrze, a co poszło nie tak. Mnie do kupna „Siły Polski” zachęciło w szczególności jedno z haseł, umieszczonych na okładce – „Sprawna administracja”. Po książkę Jankego warto jednak sięgnąć i z innych względów, choćby po to, żeby popatrzyć na sprawy naszego państwa oczami kogoś, kim się nie jest i pewnie już nigdy nie będzie.
Gdybyśmy chcieli odpowiedzieć na postawione już na okładce pytanie, to tak właściwie które aspekty potencjału Polski A.D. 2023 należałoby uznać za kluczowe dla budowy niepodległego i silnego państwa w przyszłości? Liczna i dobrze wyposażona armia? Innowacyjne przedsiębiorstwa? A może stojąca na wysokim poziomie edukacja powszechna? Ja, po lekturze tych trzynastu wywiadów, stawiam tezę, że najważniejszy jest tzw. kapitał ludzki, bo to ludzie, bardziej niż jakiekolwiek inne dostępne zasoby, tworzą dobre organizacje: wojsko, przedsiębiorstwa, urzędy, szpitale, szkoły. Polakom należy stwarzać warunki do kreatywnego i efektywnego wykorzystywania swoich zdolności. Stąd też może bierze się moje chorobliwe wręcz zainteresowanie sprawami funkcjonowania administracji rządowej, bo któż inny może tak systemowo zapewnić odpowiednie warunki wzrostu, jeśli nie właśnie rząd RP, prowadzący naszą politykę wewnętrzną i zagraniczną, wraz ze wszystkimi obsługującymi go agendami?
WYMARZONE „DEEP STATE”
W całej „Sile Polski” najbardziej „moje” były rozmowy przeprowadzone z Wojciechem Myśleckim (naukowcem, doradcą politycznym, działaczem opozycji antykomunistycznej) i Markiem Cichockim (profesorem, filozofem i politologiem). Pierwszy z nich bardzo mnie ucieszył, gdy przywołał kompletnie nieobecne w polskim dyskursie pojęcie „głębokiego państwa” (ang. „deep state”).
Ci ludzie mają różne poglądy, funkcjonują w różnych miejscach, ale dobrze i w miarę podobnie rozumieją interes własnego państwa. I jeżeli takiej warstwy nie ma, to państwo, oględnie mówiąc, ma poważne problemy.
Czym jest „głębokie państwo”? Pisałem o tym całkiem niedawno, gdy próbowałem wyjaśnić czym różni się stereotypowy „urzędnik frontowy” od „urzędnika niewidzialnego”. Tego drugiego mało kto spotyka osobiście, ale absolutnie każdy, nawet o tym nie wiedząc, doświadcza skutków jego pracy. „Deep state”, w moim, subiektywnym rozumieniu, to przede wszystkim pracownicy ministerstw i urzędów centralnych, którzy ustalają „reguły gry”. Oni sami nie podejmują kluczowych decyzji, ale, bagatela, przygotowują analizy i opcje decyzyjne dla demokratycznie wybranych przywódców. A z politykami jest już tak, że niektórzy są solidnymi, a nawet wybitnymi fachowcami w swoich dziedzinach i są w stanie bez trudu dokonać krytycznej analizy materiałów leżących na ich biurkach, ale inni kierują swoim urzędem bez wcześniejszego doświadczenia, ani merytorycznego, ani zarządczego (co samo w sobie wcale nie musi oznaczać, że są złymi szefami!). Wszyscy jednak, ci pierwsi może w mniejszym, ci drudzy w znacznie większym stopniu, polegają na ekspertyzach sporządzonych przez podlegających im urzędników rządowych.
Nie, nie, „głębokie państwo” to nie żadni podejrzani ludzie „pociągający za sznurki”. „Głębokim państwem” jest, a przynajmniej powinien być w szczególności korpus służby cywilnej. Zawodowo, rzetelnie, bezstronnie i politycznie neutralnie wykonujący zadania państwa w urzędach administracji rządowej. Zapewniający bezcenną pamięć instytucjonalną państwa. Janke i Myślecki zgadzają się co do tego, że mamy w Polsce duży problem z ciągłością, z trwałością naszych instytucji, ale niestety nie proponują rozwiązań, jak temu zaradzić.
ŻEGLOWANIE NA PEŁNYM MORZU
Nieco bardziej konkretny w opisie, czego jako wspólnota potrzebujemy był Marek Cichocki (przy okazji polecam jego cotygodniowe felietony w „Rzeczpospolitej”). Szczególnie przypadło mi do gustu to, co powiedział o koordynacji polskiej polityki europejskiej.
Jeżeli chcemy prowadzić spójną i trwałą politykę europejską dla własnych korzyści, to musimy to robić w ramach odbudowanego, instytucjonalnego, skoordynowanego systemu. Tego nie da się zrobić w taki sposób, że jest premier, on jedzie na szczyt i od szczytu do szczytu coś tam załatwi albo nie załatwi. To jest zbyt złożona i skomplikowana materia, tam się dzieje zbyt wiele rzeczy szczegółowych w równoczesnym czasie na różnych poziomach, żeby to robić w taki sposób, jak my to teraz robimy.
Koordynacja polityki europejskiej RP niech posłuży tutaj wyłącznie za przykład, gdyż mam wrażenie, że w XXI wieku zarządzanie państwem składa się wyłącznie ze „złożonych i skomplikowanych materii”. Jest to jednak przykład bardzo aktualny, ważny i niezwykle efektowny. Dlaczego? W ostatnich tygodniach emocjonowaliśmy się między innymi tematem przyszłego kształtu Unii Europejskiej. Przypomnijmy, 25 października eurodeputowani z Komisji Spraw Konstytucyjnych zatwierdzili projekt daleko idącej reformy traktatów, na których opiera się Unia, a już 22 listopada Parlament Europejski poparł to stanowisko i opowiedział się za stosowną zmianą traktatów. Te dwie, bardzo istotne decyzje nie wzięły się jednak z niczego, gdyż już w listopadzie 2021 roku federalizacja UE została wprost wpisana do umowy koalicyjnej obecnego rządu niemieckiego, a w okolicach połowy września tego roku niemiecko-francuska grupa robocza opublikowała raport pt. „Sailing on High Seas: Reforming and Enlarging the EU for the 21st Century„.
Pytanie, na które bardzo chciałbym poznać odpowiedź brzmi: czy polski MSZ, czy Kancelaria Premiera, czy Stałe Przedstawicielstwo RP przy Unii Europejskiej, czy polskie państwowe think-tanki (np. Polski Instytut Spraw Międzynarodowych) oraz inne podmioty, mogące mieć coś do powiedzenia w tym temacie przystąpiły w odpowiednim momencie do skoordynowanego działania w obronie polskich interesów? Co z polskimi pracownikami w instytucjach unijnych? Czy w jakikolwiek wykorzystujemy tą wciąż zbyt małą, ale jednak rozwijającą się sieć Polaków pracujących w unijnych instytucjach? Od lat działa przecież Stowarzyszenie Network PL („zamierzamy proaktywnie współtworzyć nowoczesną europejską służbę publiczną działającą w interesie obywateli UE”), a w Departamencie Komitetu do Spraw Europejskich KPRM realizowane są zadania m.in. w zakresie zatrudnienia obywateli polskich w instytucjach i organach Unii Europejskiej. Czy coś z tego wynika? Jak wygląda współpraca tych wszystkich podmiotów z europosłami?
Skuteczne rządzenie nie sprowadza się do tego, kto pełni aktualnie funkcję premiera i jaki jest skład jego rządu. Bez silnych instytucji, bez dobrej komunikacji między nimi, bez szerokich horyzontów i zdolności do gry na wielu fortepianach jednocześnie nie damy sobie rady z coraz bardziej złożonymi problemami (polikryzysami). Nie ma już miejsca dla ociężałych urzędów rodem z lat 90-tych XX wieku. Nie sugeruję, że potrzebujemy jakiejś „start-upowej administracji”, ale z pewnością centrum rządu powinno mieć zaszczepione mechanizmy ukierunkowane na autousprawnianie swojego działania, na efektywne zarządzanie wiedzą, na płynny przepływ informacji. Odruchowe zasłanianie się jakimiś wewnętrznymi procedurami i regulaminami organizacyjnymi, gdy w grę wchodzi jak najbardziej realny interes państwa, powinno być tłamszone w zarodku, a postawa proaktywna powinna być u rządowych urzędników nie tyle tolerowana, co wręcz wymagana (płacimy im za rozwiązywanie problemów, a nie za trwanie, prawda?).
JAK DOKOPAĆ SIĘ DO SKARBU?
Takich wątków pro-państwowych jest w książce „Siła Polski” jeszcze przynajmniej kilka (przykładowo Andrew Michta przywołał ciekawy przypadek działającego w Pentagonie Office of Net Assessment, gdzie odbywa się ciągła analiza tego, co może się zdarzyć za trzydzieści, czterdzieści lat do przodu, oceniane są własne możliwości U.S. Army, scenariusze, w jakich może się znajdować itd.). Cieszy to, że pojawiły się one w książce skierowanej do dosyć szerokiego grona czytelników, a nie tylko do wąskiej grupy urzędników-marzycieli. Cieszy również to, że wątki te znalazły się w książce aż tchnącej optymizmem. I choć podzielam go tylko częściowo, to na pewno wizje wszystkich tych ekspertów mają szanse stać się rzeczywistością. Aby tak się jednak stało, nawet te strzępki propozycji usprawnienia machiny państwowej powinny zostać bardzo gruntownie przemyślane i, w ten czy inny sposób, wcielone w życie.
Igor Janke twierdzi, że sukces Polski i Polaków w ostatnich 30 latach został osiągnięty nie dzięki kolejnym rządzącym ekipom politycznym, a raczej pomimo nich. Ja nie wyobrażam sobie żebyśmy mogli dokonać kolejnego skoku rozwojowego pomimo ociężałych instytucji publicznych. Co zrobić żeby przywódcy polityczni nadawali ton dalszemu, dynamicznemu rozwojowi Polski? Nie wiem. Wiem jednak, że bez nadania priorytetu korpusowi służby cywilnej – prawdziwemu „mózgowi państwa”, ludziom na co dzień pracującym nad systemowymi rozwiązaniami w kluczowych obszarach działania państwa – ta biało-czerwona rakieta nigdzie nie poleci. W świecie sztucznej inteligencji i coraz to nowych zagrożeń hybrydowych nie powinniśmy tolerować niskich standardów kultury organizacyjnej w administracji rządowej i niskich, często niekonkurencyjnych stawek dla ekspertów pozatrudnianych na ważnych ministerialnych stanowiskach (5000 zł na rękę za kreowanie polityki mieszkaniowej? Tak, tyle mniej więcej oferowało Ministerstwo Rozwoju i Technologii w niedawnym naborze. Opisałem to w moim poprzednim wpisie na tym blogu.).
Polska służba cywilna czeka na odkrycie w czasie, w którym świat wokół nas coraz bardziej zgrzyta i trzeszczy. Nie znamy przyszłości, ale niewykorzystane dzisiaj szanse mogą skutkować pozostaniem w sferze semiperyferyjnej, w drugiej lub trzeciej lidze światowych graczy (w wariancie optymistycznym), ale również czymś znacznie gorszym, z kolejną utratą niepodległości na czele. Sprawne państwo, sprawna administracja to nie jest błaha kwestia jakości obsługi klienta w urzędzie. To przede wszystkim silne centrum rządu oraz efektywne ministerstwa i urzędy centralne, silne siłą swoich pracowników.